Historia metylofenidatu rozpoczyna się tuż przed końcem drugiej wojny światowej, w roku 1944, kiedy szwajcarski chemik Leandro Panizzon syntetyzuje cząsteczkę leku w laboratorium firmy Ciba, położonym w malowniczej Bazylei. Jak większość współczesnych mu naukowców, również Leandro postanawia przetestować swój nowy wynalazek na osobie, która akurat znajduje się w pobliżu. W tym wypadku wybór pada na żonę chemika – Marguerite Panizzon, czule nazywaną Ritą. Na efekty nie trzeba było długo czekać.
Pani Panizzon szybko poczuła korzystne działanie leku, szczególnie podczas gry w tenisa, którą uwielbiała. Jej wyniki zaczęły się poprawiać, była szybsza, skuteczniejsza i zdecydowanie bardziej skoncentrowana. Leandro był zachwycony – jego świeżo opracowana cząsteczka działała i mogła być wykorzystana jako psychostymulant. Lata powojenne to czas, kiedy właśnie w farmakologii ludzkość upatrywała rozwiązania bolączek psychicznych i fizycznych, podniesienia na duchu i dodania wigoru. Ritalin, nazwany tak na cześć pani Panizzon, wydawał się świetnym rozwiązaniem
Tabletka szczęścia…
W roku 1950 firma Ciba opatentowała produkcję metylofenidatu, a już cztery lata później zarejestrowano lek do odwracania skutków farmakologicznie indukowanej senności. Innymi słowy, Ritalin miał pobudzić pacjentów przyjmujących leki o silnym działaniu uspokajającym i dodać im energii. Była to polipragmazja w czystej postaci, ale lata pięćdziesiąte nie martwiły się nadmiarem leków. Tabletki szczęścia stanowiły rozwiązanie na otaczającą, szarą rzeczywistość i przytłaczające obowiązki. W 1956 roku Ciba uzyskała zgodę FDA na dystrybucję leku z takimi wskazaniami, jak depresja, zaburzenia zachowania związane ze starzeniem, senność i narkolepsja.
Przez następne lata swojej obecności na rynku metylofenidat stał się odpowiedzią na wiele rynkowych potrzeb: był antydepresantem, energetycznym tonikiem dla zmęczonych codziennością gospodyń domowych, nielegalnym narkotykiem czy lekiem zwiększającym potencjał intelektualny.
Pierwszą stacją metylofenidatu stały się szpitale psychiatryczne. Masowo przepisywano lek zarówno chorym z depresją, schizofrenią, upośledzeniem umysłowym, jak również pacjentom dochodzącym do siebie po okaleczającej lobotomii. Na plakacie reklamowym leku z tego okresu widać kobietę skuloną w kącie między ścianą a grzejnikiem w pozycji embrionalnej, hasło reklamowe głosi zaś: „Z Ritalinem wyciągniesz swoich pacjentów z kąta”. Dzięki metylofenidatowi chorzy faktycznie chętniej uczestniczyli w psychoterapii, która była kluczowa dla ich powrotu do zdrowia. Szpitale psychiatryczne okazały się jednak zbyt małym odbiorcą dla szukającego dużych rynków zbytu koncernu Ciba. Następni potrzebujący metylofenidatu musieli znajdować się poza zamkniętymi ośrodkami i cierpieć na łagodniejsze zaburzenia psychiczne.
Stąd późniejsze reklamy Ritalinu kierowane są do osób dojrzałych i starszych i obiecują raczej zwiększenie energii, witalności i zarazem łagodne działanie przeciwdepresyjne. Ritalin miał być czymś pomiędzy zbyt słabą kofeiną a dużo silniejszą, ale wciąż obecną na rynku benzedryną (amfetaminą). Czołową postacią reklam metylofenidatu stała się zmęczona gospodyni domowa w różnych odsłonach: patrząca melancholijnie na wielki wór nieobranych ziemniaków, wzdychająca nad rozrzuconymi zabawkami czy chlipiąca w kuchenną szmatkę.
Ritalin świetnie wpisał się w funkcjonującą wówczas ideologię, która usiłowała przekonać kobiety, że nie potrzebują realnego zmierzenia się ze swoimi problemami czy zmian swojego życia; potrzebują jedynie małej tabletki – „mother’s little helper” – by przetrwać kolejny dzień. Odbiorcą metylofenidatu były nie tylko matki borykające się z depresją poporodową, ale też wyczerpani biznesmeni i wszyscy, którzy skarżyli się na chroniczne zmęczenie. Jedna z reklam Ritalinu wspominała nawet, że leczy on „depresją środowiskową” – zaburzenia nastroju związane ze zmieniającą się zbyt szybko teraźniejszością i modernistycznym stylem życia. Pomimo tych wysiłków Ritalin z trudem prosperował na zatłoczonym rynku leków psychiatrycznych.
Jak oceniasz artykuł?
Twoja ocena: Jeszcze nie oceniłeś/aś artykułuUdostępnij tekst w mediach społecznościowych
1 komentarz Komentujesz jako gość [zaloguj się lub zarejestruj]