Afera dotycząca tzw. „aptek pro-life” powoli ociera się o granice absurdu. Podobnie jak w wymyślonym nagłówku (wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób, miejsc i zdarzeń jest przypadkowe) stopniowo ze sprawy dotyczącej bezprawnego ograniczania dostępności leków i stosowania klauzuli sumienia przez niewielką grupę farmaceutów robi się nagonka na wszystkich aptekarzy – niezależnie od tego czy są zwolennikami czy przeciwnikami sprzedaży pewnych preparatów. Chodzi o antykoncepcję naturalnie. Jak wiemy dobrze z poprzednich doświadczeń ograniczanie rozrodu jest ostatnio jednym z bardziej chodliwych i kontrowersyjnych tematów.
Media jak zwykle rozdmuchują co ciekawszy i potencjalnie najbardziej bulwersujący materiał na wszelkie sposoby, w efekcie mieszając nieświadomym ludziom w głowach. Oczy społeczeństwa kierują się teraz na ręce magistrów farmacji. Zawód dotychczas będący w strefie etycznie neutralnej zaczyna być oceniany i krytykowany, a błędy czy przekonania garstki osób stają się powodem generalizacji, w efekcie czego każdy z nas jest postrzegany jako potencjalny „prolajfowiec”.
I zaczynają się fale hejtu na forach internetowych, paniczne pytania o apteki gdzie antykoncepcja jest jeszcze dostępna, bo ponoć już wkrótce ma nie być. W aptekach zaczynają się nieporozumienia i robienie zapasów. Ostatnio spotkałam pacjentkę, która otwarcie spytała mnie na ulicy czy jestem pro-life i czy sprzedałabym jej tabletki – wyciągnęła recepty na 24 opakowania. Innym razem byłam świadkiem, jak pacjent odgrażał się, że jeśli apteka nie zapewni dla niego leku, to on ją pozwie postara się o to, żeby straciła koncesję. Chodziło o Clatrę, lek antyhistaminowy. Ale antyhistaminowy, czy antykoncepcyjny – co to za różnica, jak stwierdził poszkodowany – leku nie ma, i to na pewno przez jakąś klauzulę sumienia. Ta afera, jak każda, zbiera już żniwo głupoty i niezrozumienia.
Od dłuższego czasu obserwuję, że nasz zawód powoli wychodzi z cienia. Albo raczej – jest wyciągany. Ostatnio niestety media pokazują wybiórczo różne aspekty naszej pracy, kreując mylny wizerunek w głowach odbiorców. W lokalnych kręgach propagowane jest „jedyne słuszne” postępowanie (oczywiście każde inne) dotyczące pracy aptekarzy, tego jak powinna wyglądać a jak nie. A słuchacze i widzowie okrzykują farmaceutę bohaterem walczącym o dostęp do leków dla wszystkich albo zbrodniarzem, który powinien siedzieć w kryminale, w zależności od tego kto głośniej i bardziej przekonywająco krzyczy. Afera za chwilę ucichnie. Ale niesmak pozostanie.