Akcentuję szczególny przypadek jakiegoś rzekomego fizjoterapeuty, który straszy starszych ludzi, że tabletka przeciwbólowa musi najpierw trafić do żołądka, aby zadziałała i dlatego żel jest lepszy. A gdzie niby miałaby najpierw trafić, skoro jej substancja czynna wchłania się dopiero w jelitach?
W kolejnym spocie widzimy szczupłą inaczej pyskatą kucharkę, której rubensowskie kształty mają przekonać do kupowania jakiegoś wynalazku poprawiającego trawienie. Szczerze? Figura tej celebrytki nie potwierdza działania reklamowanych tabletek.
Na dobicie trafia się pani psycholog szkolna, która prawdopodobnie lubi misie, ale nie wie, czy one są z magnezem, czy magnesem. Ciekawi mnie czy jest to kwestia wykształcenia, czy dykcji? W sumie chodzi tylko o to pierwsze…
A może po prostu pijarowcy skorzystali z jakichś badań, z których wynika, że nasze polskie społeczeństwo jest bezrefleksyjne, niewykształcone (liczba wyższych szkół i magistrów temu przeczy…), a przekonanie o świadomym wyborze leku rośnie wraz z liczbą obejrzanych reklam lub przeczytanych ulotek (pozdrowienia dla byłego posła P. Wiplera)?
Nasze polsko-ułańskie podejście do wolności ma dwoisty charakter. Z jednej strony lubimy ekspansywnie zaznaczać swą swobodę („nie mam pańskiego płaszcza i co mi pan zrobisz?”), a z drugiej „ja się pytam, gdzie byli rodzice?” Przeciętny Polak myśli tak: skoro ktoś dopuścił tę reklamę = lek OTC (lub suplement) jest bezpieczny, dobry, a więc mogę go bezkarnie zjeść, bo przecież państwo nie pozwoliłoby, abym się skrzywdził. Późniejsze przedawkowywanie tej samej substancji równolegle przyjmowanej pod różnymi nazwami handlowymi lub polipragmazja, są tego nieuchronną konsekwencją.
Ogarnia mnie pusty śmiech, gdy następnie słyszę o kosztach leczenia skutków w/w zachowań (rozwijam tę myśl w drukowanej wersji najnowszego wydania MGR.FARM, w której razem z Przemysławem Sajewskim wymieniamy poglądy ). Wiem, że nowi ludzie w Ministerstwie Zdrowia widzą i rozumieją te problemy, ale i oni, i ja szybko nie przeskoczą oporu materii oraz lat zaniechań. Chciałoby się, by reklamy leków szybko zniknęły z mediów, prawda? Będzie ciężko, bo media sporo zarabiają na tych reklamach. Wydawałoby się, że dobro wspólne, jakim jest zdrowie społeczeństwa, będzie świetną płaszczyzną porozumienia dla wszystkich interesariuszy rynku farmaceutycznego. Tymczasem odnoszę wrażenie, że na ograniczeniu reklam zależy najbardziej nam, farmaceutom, którzy właśnie tylko ze sprzedaży żyjemy. A więc jeśli my najbardziej apelujemy o ograniczanie reklam, to my jesteśmy najbardziej wiarygodni, prawda? Z tego wynika, że każdy, kto chce wolności gospodarczej w rozumieniu utrzymania reklamy leków, suplementów i (uwaga, uwaga!) aptek, jest chciwym bezwzględnym krwiopijcą żyjącym z krzywdy ludzkiej.
Nie chce być inaczej, prawda?