Polio to dziś słowo-relikt. Coraz mniej z żyjących współcześnie miało styczność z osobami, których w przeszłości dotknęła ta choroba i którzy cierpieli z powodu kalectwa, jakie ze sobą niosła. W 1994 roku WHO uznała Amerykę za całkowicie wolną od polio (choroby Heinego-Medina), a w 2005 roku również Europę. Szczęśliwi my, którzy żyjemy w czasach, gdy o ostrym nagminnym porażeniu dziecięcym, dowiadujemy się tylko przy okazji okresowych wpisów w książeczkę zdrowia dzieci. O zagrożeniu łatwo zapomnieć, gdy śmiercionośna choroba nie zbiera już dawnego żniwa i jest tylko zagrożeniem teoretycznym. Pół wieku temu jednak sytuacja na świecie wyglądała zgoła odmiennie…
Choć polio kojarzone jest z epidemią z XIX i XX wieku, tak naprawdę choroba sięga jeszcze czasów starożytnych. Można w to wierzyć lub nie, ale historycy medycyny doszukali się objawów porażenia już na starożytnych egipskich malowidłach i płaskorzeźbach – między innymi charakterystycznych zaników mięśniowych kończyn, czy morfologicznych objawów przewlekłego paraliżu. Trudno dziś dociec, co naprawdę dolegało faraonom i ich rodzinom, dużo pewniejsze jest za to, że skrupulatne opisy schorzenia pochodzą z lat 1840-1890, a ich autorami są właśnie Jakob Heine i Karl Oskar Medin.
Mimo, że polio pojawiało się ze zwiększoną częstotliwością już w dziewiętnastym wieku (jako pierwsze opisano 132 zachorowania w Vermont w roku 1894), to prawdziwa pandemia wybuchła dopiero tuż po drugiej wojnie światowej – tysiące nowych zachorowań każdego roku to nowa rzeczywistość lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Najgorzej było w Stanach Zjednoczonych. Szalejąca epidemia polio wywołało paniczny lęk rodziców dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym – to właśnie one najczęściej padały ofiarą wirusa.
Również Polska nie była wolna od polio. Najwięcej ofiar choroba zebrała w latach 1950-1951, kiedy liczba nowych zachorowań dramatycznie wzrosła do 3060 nowych przypadków, głównie na Dolnym Śląsku.
Polio przenosiło się bardzo łatwo – było chorobą „brudnych rąk”, o co nietrudno wśród najmłodszych. Choroba w przeciwieństwie do dotychczas znanych patogenów nie dotykała tylko biedoty – wirus nie dzielił swoich ofiar na bogatych i biednych, atakował wszystkich z równą zaciekłością. Nic nie mogły tu zdziałać nowoodkryte wówczas antybiotyki. Po wniknięciu do organizmu drogą pokarmową, wirus namnażał się w nabłonku jelit, a następnie rozsiewał po całym organizmie drogą krwionośną i chłonną. Szczególnym zainteresowaniem wirusa cieszyło się centrum dowodzenia każdego organizmu – ośrodkowy układ nerwowy, głównie rogi przednie rdzenia kręgowego, rdzeń przedłużony i most, gdzie mieszczą się kluczowe ośrodki odpowiedzialne za oddychanie. Choć ryzyko zgonu było wyższe u osób dorosłych, paraliż i niedowład wielokończynowy dużo częściej pojawiał się u dzieci, okaleczając je do końca życia.
Nie istniało leczenie przyczynowe polio. W nowojorskich szpitalach stosowano wiele metod, jednak finalnie żadna z nich nie okazała się skuteczniejsza niż placebo. Małym pacjentom wykonywano punkcje opłucnej, okłady z urotropiny, alkaloidów sporyszu, wody utlenionej (którą również podawano donosowo). W nadziei na podobny mechanizm działania, stosowano antytoksynę tężcową. Niektóre terapie nie tylko nie pomagały, ale dodawały cierpień bądź wręcz powodowały śmiertelne powikłania, jak dokanałowe podanie adrenaliny czy chininy.
Jedynym skutecznym wsparciem pacjentów była słynna terapia żelaznym płucem. Polio bowiem to nie tylko niedowłady kończynowe.
Choroba w swojej najgorszej odsłonie odbiera małym pacjentom oddech – by przeżyć, potrzebowali sprzętu imitującego ruch mięśni oddechowych, które zostały trwale porażone. Dlatego też powstało wspomniane żelazne płuco – rodzaj respiratora generującego podciśnienie i wtłaczającego powietrze do dróg oddechowych pacjenta. Tysiące małych Amerykanów zostało do końca swojego życia uwięzionych w maszynach rodem z horroru, uzależnionych od dostaw prądu.
Jeszcze większa liczba pacjentów wypełniła centra rehabilitacji, których ciągle było za mało dla gwałtownie rosnących potrzeb. Polio nie dawało o sobie zapomnieć również po wielu latach od choroby pierwotnej. Opisano zespół post-polio, który występował u 25-80 procent osób, które przebyły porażenną postać polio i obejmował szereg nowych, często dokuczliwych dla pacjentów, objawów klinicznych. Okres pomiędzy ostrą fazą polio a rozwojem nowych objawów trwał 20-40 lat, tak więc osoby dotknięte tym schorzeniem były zwykle w wieku 50-70 lat. Podstawowe objawy kliniczne post-polio obejmowały: nowe, postępujące osłabienie mięśni, nadmierne, często dokuczliwe uczucie znużenie mięśni oraz bóle mięśni i stawów.
W 1949 roku Jonas Salk, specjalizujący się w badaniu wirusów, rozpoczął badania nad polio. Wcześniej tematem jego obserwacji była grypa, ale jako przewidujący i zręczny naukowiec, szybko zorientował się, że prawdziwe laury i miejsce w historii otrzyma ten, kto uwolni bogaty świat od jego najczarniejszego lęku – choroby Heinego-Medina. Ameryka miała wówczas dwa najmroczniejsze sny – bomba atomowa, a tuż za nią polio. Salk pracował więc bardzo intensywnie i wkrótce pojawił się pierwszy sukces…
12 kwietnia 1955 roku, fundacja do spraw Paraliżu Dziecięcego ogłosiła, że szczepionka stworzona przez wirusologa ma bardzo wysoką skuteczność. Salk stał się nową gwiazdą Ameryki i przez chwilę interesowało się nim nawet Hollywood – miał powstać biograficzny film kończący się momentem odkrycia szczepionki.
Biorąc pod uwagę czas potrzebny do stworzenia nowych leków i szczepionek – ta przeciwko polio powstała w ekspresowym tempie. Złożyło się na to wiele czynników – presja społeczeństwa, które w obliczu epidemii oczekiwało zdecydowanych działań, powszechny lęk przed działającym na wyobraźnię uwięzieniem w żelaznym mechanizmie, a nawet kadencja prezydenta Franklina D. Roosevelta, który sam w wieku 39 lat przebył polio i zmagał się z powikłaniami do końca swojego życia. Prezydent hojnie wspierał badania nad leczeniem i profilaktyką polio, z jego mocy powstał w 1938 roku narodowy program pomocy dla ofiar polio. Po latach lekarze mieli jednak wątpliwości czy Roosevelta w rzeczywistości dotknęła choroba Heinego-Medina, czy raczej był to słabo opisany wówczas zespół Guillaina-Barrégo, przebiegający również z postępującym paraliżem.
Gloria Salka trwała jednak wyjątkowo krótko. Już 24 kwietnia sytuacja zmienia się diametralnie, gdy pojawiły się pierwsze przypadki zachorowań wśród świeżo zaszczepionych dzieci. Świat zamarł. Lekarstwo, które miało być wybawieniem, niosło nową epidemię…
Pierwszym z zarejestrowanych przypadków choroby po podaniu szczepionki Salka była dziewczynka- Susan Pierce, która otrzymała zastrzyk w dniu 18 kwietnia 1955 roku. Pięć dni później pojawiła się gorączka i sztywność karku – objawy sugerujące toczący się proces chorobowy w obrębie układu nerwowego. Kolejnym etapem był paraliż lewej ręki. Według suchego opisu medycznego, dziewczynka w siódmym dniu od szczepienia musiała zostać umieszczona w żelaznym płucu z powodu postępującego porażenia, które dotknęło również mięśnie oddechowe, a w dziewiątej dobie zmarła. Przebieg jej choroby okazał się typowy dla obserwowanych – z coraz większą grozą – kolejnych przypadków zachorowań.
Część naukowców udowadniała, że choroba wywołana szczepieniem była groźniejsza i bardziej dotkliwa w skutkach, niż ta wywołana dzikim szczepem wirusa. Paraliż najczęściej dotykał ręki, w którą podano zastrzyk. U większości dzieci dochodziło również do trwałych powikłań w postaci niedowładów i porażeń.
Skąd pochodziła szczepionka Salka? Licencję na jej produkcję otrzymało pięć firm farmaceutycznych – Eli Lilly, Parke-Davis, Wyeth, Pitman-Moore i Cutter. To właśnie nazwa ostatniej z nich kojarzona jest dziś z jedną z największych tragicznych pomyłek medycyny. Z dwustu tysięcy dzieci zaszczepionych produktem firmy Cutter, blisko czterdzieści tysięcy rozwinęło objawy choroby – dwieście z nich uległo trwałemu paraliżowi, a dziesięć osób zmarło. Zdarzało się również, że choroba w swojej najgorszej odsłonie dotykała nie samego zaszczepionego, ale dzieci z jego najbliższego otoczenia – zwykle młodsze rodzeństwo. Świadczyło to o utrzymanej zjadliwości wirusa i jego zdolności przenoszenia się.
Choć tragedię przypisuje się tylko firmie Cutter, prawdopodobnie również szczepionki wyprodukowane przez Wyeth mogły wywoływać polio. Wirus w szczepionkach Salka inaktywowany był przy użyciu formaldehydu. Niemal wszystkie firmy przyznały później, że miały spore trudności ze skutecznym unieszkodliwieniem patogenu. Narodowy Instytut Zdrowia (NIH), którego laboratoria udzielały certyfikatu Cutterowi, otrzymał niepokojące wieści – dr Bernice Eddy zgłaszała już w roku 1954 swoim przełożonym, że niektóre z małp którym podano szczepionkę doznały paraliżu, odpowiadającego objawom choroby Heinego-Medina u ludzi (do raportu dołączono też zdjęcia). Co stało się z tym raportem i czemu nie skłonił on nikogo do dalszych wniosków? 1,8 miliona dzieci, które zostały zaszczepione na etapie badań klinicznych, otrzymało szczepionkę wyprodukowaną przez Eli Lilly lub Parke-Davis, bądź też placebo.
Dlaczego polio rozwinęło się u osób zaszczepionych preparatem Salka? Czy formaldehyd nie był skuteczny w unicestwianiu wirusów, tak jak tego oczekiwano? Okazuje się, że mimo początkowego uśpienia, przypominającego zabicie, część z nich po krótkim czasie ulegało swoistemu zmartwychwstaniu, a zaszczepieni otrzymywali w rzeczywistości pewną ilość patogenu, zdolną do wywołania pełnoobjawowego polio. Po ponownym przetestowaniu szesnastu partii szczepionki wyprodukowanej przez Cutter, już w pierwszych sześciu z nich odkryto żywego wirusa. Wojna człowiek – wirus toczy się od bardzo dawna i czasem aż trudno uwierzyć, że niewielkie cząstki wirusów nie są bytem inteligentnym. Tamta bitwa bowiem, została z kretesem przegrana przez ludzkość.
Jonas Salk nie odpowiadał bezpośrednio i formalnie za tragedię, która miała miejsce. Stwierdzonymi zaniedbaniami obarczono firmę Cutter, jej niewielkie doświadczenie w produkcji preparatów biologicznych oraz agencje rządowe ją nadzorujące.
Ale to właśnie Salk miał przed sobą prawdopodobnie najtrudniejsze zadanie w życiu. Jego szczepionka podkopała wiarę pacjentów i wywołała powszechną i uzasadnioną nieufność. W 1960 roku wprowadzono do produkcji nową szczepionkę przeciwko polio – doustną OPV, znaną jako szczepionka Sabina i Koprowskiego, która w USA zastąpiła tę Salka(IPV). Salk wiedział, że nowa szczepionka nie jest w stanie nikomu zagrozić i jest odpowiedzią na śmiercionośną chorobę – można dzięki niej uratować tysiące dzieci przed kalectwem i niepełnosprawnością. Jak jednak po raz drugi przekonać do tego społeczeństwo? Kto dziś uwierzy w jego zapewnienia, że nowy produkt można stosować bez obaw, mając w pamięci tragiczną w skutkach pomyłkę? Aby odbudować swój autorytet, nową szczepionkę przeciwko polio Salk zaaplikował sobie i swoim synom. Gest ten okazał się więcej niż skuteczny. Amerykanie uwierzyli. Do 1962 roku zaszczepiła się ponad połowa mieszkańców USA do 40 roku życia, a zachorowalność spadła o 86 procent. Do szczepionki Salka powrócono w roku 1980, wykorzystując inny, mniej zjadliwy szczep wirusa oraz zdwojoną kontrolę po wstępnej inaktywacji.
Afera szczepionkowa związana z firmą Cutter to dziś jeden z czołowych argumentów ruchów antyszczepionkowych. Jeśli taka pomyłka zdarzyła się raz, czemu nie może zdarzyć się ponownie? Jaka jest gwarancja, że współcześnie stosowana szczepionka jest bezpieczna? Czy Cutter celowo produkował wadliwy produkt? Czy epidemia polio w Ameryce była sztucznie wykreowana przez media i służbę zdrowia?
Jeden z ostatnich pacjentów, który korzysta dziś z żelaznych płuc to Paul Alexander Dallas z Texasu, który przykuty do maszyny umożliwiającej mu oddychanie skończył studia prawnicze i przez lata był aktywny zawodowo. Od 2004 roku jego maszyna nie mogła być dalej serwisowana przez producenta – Philips nie zapewniał już dłużej części zamiennych do jednego ze swoich najsłynniejszych produktów – płuca Philips Respironics. Paul pisze książkę, by przypomnieć ludziom czym tak naprawdę było polio i jak wygląda życie wewnątrz żelaznego mechanizmu. Ma nadzieję, że dzięki temu ludzie nie będą wahać się w sprawie szczepień. Dziś mamy szansę, by polio nadal pozostało tylko przeszłością, której on nie miał. Warto z niej skorzystać.
Zacytuj ten artykuł jako:
- Sylwia Ziółkowska, Szczepionki na zakręcie historii, MGR.FARM, nr 1/2018 (17), str. L10-L12
Nie dotyczy weterynaryjnych
obciach dla farmaceutów dółączyła do bolszewickiego pis
Oby jak najkrócej...pisiara
Wcześniej na pytania farmaceutów MZ odpowiadał zwykle czymś na zasadzie: ,,To magister farmacji jest...
Kolejne opakowanie może wykupić gdy minie 3/4 okresu na który lek otrzymał, czyli po 53 (3/4 z 70) d...
Nie więcej niż 240 dawek czyli 1 op po 140 dawek.
Ale odprawa będzie, do m-ca pracy - jedna średnia pensja, odpowiednio za dłuższy staż .
Szkoda, że hurtownie dostarczające leki nie idą tym śladem. Podsumowując: Neuca i PGF, zamiast w po...
Pacjent może kupić jedno opakowanie na 90 dni. Nie może robić zapasu. Dzięki temu nie ma ryzyka, że ...
Gdyby była możliwość tygodniowych dyżórów przez kolejne apteki w powiecie, to jeszcze może bym się z...