REKLAMA
sob. 25 października 2014, 06:32

Z aptecznego archiwum X – „Wunderdroge”

Wielkie historie nie raz zaczynają się całkiem zwyczajnie. Nawet wielkie pożary najpierw płoną lokalnie, ale już po krótkim czasie zasięgiem swoich zniszczeń mogą objąć dużo więcej niż ktokolwiek by przypuszczał. Tak było również w powojennych Niemczech, kiedy niewielka, wyrosła z przedsiębiorstwa kosmetycznego firma Chemie Grunenthal wchodziła na farmaceutyczny rynek. W czasach, kiedy powszechną grozę budziła jeszcze gruźlica i ryzyko innych epidemii bakteryjnych, ci, którzy poszukiwali nowych antybiotyków mieli otwarte konto pełnego zaufania.

Nie każdy jednak na zaufanie zasługuje. Napierająca konkurencja i chęć szybkiego zysku to paskudni doradcy w każdej branży. W dziedzinie leków zaś szczególnie. Zatrudnieni na etacie Chemie Grunenthal chemicy i farmaceuci na potęgę syntetyzowali nowe cząsteczki z dostępnych im składników, a następnie szukali dla nowo powstałych substancji farmaceutycznego zastosowania. Wbrew pozorom nie było to odosobnione działanie w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku.

Chemie Grunenthal miała już na swoim koncie dwie spektakularne porażki z pospiesznie wprowadzanymi na rynek antybiotykami: supracyliną i Pulmo 550. Reklamowane jako niezwykle skuteczne i pozbawione wad penicyliny, szybko zostały wycofane z rynku, a firma otrzymała dotkliwe kary za wprowadzenie leków bez wykonania testów na zwierzętach ( po aferze z eliksirem sulfanilamidowym były one już obowiązkiem każdego producenta ).

Nie każdy jednak uczy się na własnych porażkach. Kiedy podczas jednej z prób ogrzewania peptydów, z mieszaniny wyłoniła się nowa substancja- alfa-N(ftalimido)glutarimid, zespół Wilhelma Kunza, czołowego farmakologa firmy, świętował nowy sukces. Cząsteczkę charakteryzowały trzy pierścienie w budowie chemicznej. Według późniejszych obserwacji i analiz nad strukturą, talidomid składał się z dwóch związków chemicznych, z których każdy mógł być przyjęty w dużej ilości bez szkodliwego wpływu na organizm, dopiero ich połączenie dawało bardzo silny teratogen. Ta sama cząsteczka było produkowana krótko przez inną niemiecką firmę- CIBA (obecnie producent m.in. soczewek kontaktowych), która jednak zarzuciła badania nad nią, z powodu braku obserwowanych efektów terapeutycznych w doświadczeniach ze zwierzętami.

Kreatywności jednak niemieckiej firmie nie brakowało. Nie codzień syntetyzuje się nowy związek, trzeba więc doceniać co się ma. Testowano użyteczność talidomidu jako antybiotyku i leku przeciwhistaminowego- niestety bez rezultatu. Nadzieją stało się działanie sedatywne- cząsteczka talidomidu była pozornie podobna do barbituranów. Dodatkowo zaskakująca była jej znikoma toksyczność, bardzo trudno było ustalić dawkę śmiertelną dla zwierząt laboratoryjnych. Poddawane ekstremalnie wysokim dawkom szczury, świnki morskie, myszy, króliki, koty i psy cieszyły się pełnym zdrowiem. Brzmi obiecująco nawet współcześnie, prawda?

Niestety również działanie sedatywne bardzo ciężko było potwierdzić. Chemie Grunenthal przeszła jednak samą siebie i wymyśliła bardzo sprytne doświadczenie. Zastosowano autorską metodę nazwaną „jiggle cage” – w której myszy wraz z klatką zostały niejako „podwieszone”nad pojemnikiem z kwasem siarkowym, a w klatce myszy umieszczony został platynowy drut. Najlżejszy ruch zwierzęcia powodował zanurzenie drutu w kąpieli siarkowej, co z kolei w drodze reakcji chemicznej były przyczyną uwolnienia wodoru. Pomiar aktywności ruchowej myszy miał być oszacowany ilością uwolnionego gazu, a z braku kryteriów dla tej metody zespół Kellera opracował własne- skuteczność sedacyjna leku miała być udowodniona, kiedy podanie zwierzętom leku spowoduje obniżenie ilości wytwarzanego gazu o połowę, nawet jeśli myszy pozostaną cały czas aktywne i nie będę wykazywać senności. W ten sposób Chemie Grünenthal uzyskała wyniki badań, których potrzebowała.

Zanim talidomid wszedł oficjalnie na rynek, lek zaczęto dystrybuować między lekarzami prowadzącymi prywatną praktykę jako bezpłatne próbki. Obdarowani zostali także pracownicy firmy. Wielka biologiczna próba działania nieznanej substancji ruszyła.

Brak badań nad wpływem talidomidu na płód przed dopuszczeniem leku do obrotu wielokrotnie podnoszono w późniejszych latach. Nie były one jeszcze w tym czasie obowiązkiem producenta, choć na przykład La Roche prowadziła je z powodzeniem już od 1944 roku. Prawdą jest jednak, że talidomid nie był typowym teratogenem, jeśli nawet zostałby podany królikom ( a to właśnie zwierzę było najczęściej badane w tego typu próbach), dopiero dawka 150 razy większa od terapeutycznej wywołałaby działanie teratogenne. Nie zmienia to jednak faktu, że producent bardzo beztrosko podszedł do całego tematu wpływu talidomidu na płód, a sprzedając lek zaczął rekomendować go jako idealny dla ciężarnych.

Lek został wprowadzony do obrotu. Po raz pierwszy znalazł się na rynku jako składnik preparatu złożonego- Grippexu, który zawierał talidomid, chininę, fenacetynę, witaminę C i kwas acetylosalicylowy. Była to limitowana seria preparatu wprowadzona w roku 1956 w Hamburgu ze wskazaniami leczenia infekcji dróg oddechowych. 1 października 1957 roku talidomid pojawił się jako samodzielny lek pod nazwą handlową Contergan sprzedawany bez recepty lekarskiej, wciąż uważany za lek o bardzo niskiej toksyczności, swoisty nowy „wonder-drug”.

Mówią, że trzeba uważać o czym się marzy, bo, nie daj Boże, jeszcze się spełni. Jeśli właściciele Chemie Grunenthal marzyli o tym, aby o ich nowym leku było głośno- marzenie to spełniło się w dwójnasób.

Jak radził sobie talidomid na rynku europejskim i amerykańskim- za tydzień.