Aretaeus z Kapadocji, starożytny grecki lekarz, żyjący w latach 129 do 199, według wszelkich podań jaki pierwszy wprowadził do obiegu termin „cukrzyca”, który pochodził od greckiego słowa „siphon”. Co prawda po polsku brzmi to zupełnie niepodobnie, ale należy uwierzyć owym podaniom na słowo. Syfon skojarzył się temu uczonemu z cukrzycą, z uwagi na stałą potrzebę oddawania moczu przez chorych, którą dziś nazywamy poliurią.
Mimo, że już starożytni zdawali sobie sprawę z istnienia cukrzycy – choć nie znali jeszcze szczegółów tej choroby – to jeszcze przez wiele kolejnych wieków chorujący na nią nieszczęśnicy dość szybko żegnali z ziemskim padołem. W przypadku cukrzycy typu pierwszego średni czas przeżycia od czasu postawienia diagnozy wynosił… około miesiąca. Właściwie jedynym znanym sposobem leczenia (używanym jeszcze w początkach dwudziestego wieku) była restrykcja kaloryczna, która z założenia miała obniżyć wysoką glikemię. Metoda ta była promowana głównie w Ameryce Północnej przez dwóch lekarzy: Fredericka Allena i Elliotta Joslina. Choć należy założyć dobrą wolę tej dwójki, ciężko ich terapię nazwać skuteczną – co prawda zmniejszała ona glikozurię (obecność glukozy w moczu) oraz nieco opóźniała wystąpienie kwasicy i śpiączki hiperglikemicznej, ale to co nieuchronne wcześniej czy później dopadało chorego. Dwóch wspomnianych panów wierzyło szczerze, że każdy diabetyk jest panem swojego losu i tylko brak silnej woli nie pozwala pacjentom prowadzić tak ścisłej diety, jak im zalecono.
Potęga podświadomości nie była jednak wystarczająca, by przezwyciężyć chorobę. Szczególną traumą były zgony dzieci, które w trakcie takiej terapii co prawda rzadziej umierały z powodu śpiączki cukrzycowej, częściej jednak z powodu ciężkich infekcji wywołanych brakiem odporności w przebiegu skrajnego niedożywienia. Sytuacja na medycznym froncie wyglądała więc zgoła dramatycznie, na kilka minut przed tym, gdy na scenę miała wkroczyć insulina.
Pisząc o początkach insuliny, nie można pominąć postaci pewnego studenta z Berlina, który z fragmentów trzustki wyizolował konkretne miejsca, które w jego opinii mogły mieć ważne funkcje wydzielnicze.
Struktury te, nazwane na cześć Niemca wyspami Langerhansa, w istocie były miejscem produkcji insuliny. Ich usunięcie lub zniszczenie, jak dowiódł trzydzieści lat później Eugene Opie, wywoływało cukrzycę u zwierząt laboratoryjnych – przede wszystkim psów.
To właśnie dzięki badaniom przeprowadzanym na psach, udało się posiąść sporą część wiedzy na temat insuliny i cukrzycy, którą dzisiaj posiadamy. W laboratoriach na całym świecie usuwano tym zwierzętom trzustki, a następnie próbowano leczyć wygenerowaną w ten sposób cukrzycę. Co ciekawe, w żadnym opracowaniu historycznym nie wymienia się ich rasy, wieku czy imion. Można odnieść wrażenie, że ich udział w badaniach nad cukrzycą jest w przeciwny sposób pomijany. Tymczasem tych „mimowolnych ochotników” naukowcy mieliby problem z dokładniejszym przebadaniu tej choroby. Zresztą być może oczyszczony wyciąg ze zwierzęcej trzustki, który zawierał insulinę, powstałby jeszcze wcześniej, gdyby nie zawirowania polityczne związane z pierwszą wojną światową, które na kilka lat przerwały prace naukowe w wielu ośrodkach badawczych.
Pierwszy pacjent, który w 1922 roku otrzymał, wyizolowaną w wielkim trudzie i znoju insulinę, miał 14 lat i właśnie wchodził w krańcową fazę choroby, jaką była śpiączka hiperglikemiczna. Leonard Thompson – bo o nim mowa – przebywał w tym czasie w Toronto General Hospital, na oddziale chorób wewnętrznych. Rodzice chłopca rozumieli, że sytuacja jest krytyczna i jeśli jakakolwiek terapia, choćby eksperymentalna, ma szanse powodzenia- należy jej spróbować. Za wyizolowanie i podanie insuliny w kanadyjskim szpitalu odpowiadał doktor Frederick Grant Banting, niedoszły teolog i żołnierz, któremu karierę wojskową przekreśliła znaczna wada wzroku…
W swoim naukowym życiu Banting imał się różnych zadań i problemów. 30 października 1920 roku, przygotowując się do wykładu na temat trzustki, natrafił na artykuł Mosesa Barrona, który opisywał rzadki przypadek kamienia przewodu trzustkowego. Zaciekawiony lekturą Banting postanowił bliżej przyjrzeć się zagadnieniom związanym z trzustką i cukrzycą. Wówczas to o 2 w nocy napisał kluczowe zdanie, które jest wielokrotnie przytaczane przez wielu autorów opisujących biografię Bantinga: „Diabetus. Ligate pancreatic ducts of dog. Keep dogs alive till acini degenerate leaving Iselts. Try to isolate the internal secretion of these relieve glycosurea”. Warto zwrócić uwagę na dwa błędy w słowach cukrzyca i cukromocz, co świadczyło o początkowo niewielkim obyciu naukowca z tematem. Liczą się jednak chęci. Zafascynowany tematem Banting poprosił o pomoc w podjęciu badań profesora fizjologii Johna Jamesa Macleoda z Uniwersytetu w Toronto. Początkowo sceptyczny i krytycznie nastawiony do rozpędu młodszego kolegi, Macleod stopniowo dał się przekonać do pogłębionych badań nad tajemniczą substancją pochodzącą z wysp trzustkowych. Zanim insulinę otrzymał Leonard Thompson taki sam ekstrakt został przetestowany w kanadyjskich laboratoriach na dziesiątkach psów, pokazując coraz bardziej obiecujące efekty.
Pierwsza iniekcja insuliny, wykonana 11 stycznia 1922 roku, nie poprawiła stanu chorego, tak znacząco jak początkowo się spodziewano. Glikemia co prawda spadła, niestety jedynie o około 25% wartości wyjściowej.
Było to mało satysfakcjonującym wynikiem i w żaden sposób nie chroniło chłopca przez zbliżającym się uszkodzeniem wielonarządowym. Co więcej, niedokładnie oczyszczona insulina wywołała także poważną reakcję alergiczną. Badacze jednak nie poddali się. Dwa tygodnie później podali chłopcu kolejną dawkę insuliny – dużo lepiej przygotowanej, która obniżyła glikemię do 77 mg% (dziś uznano by to za zbyt gwałtowne) i nie wywołała już przykrych skutków ubocznych. Chłopiec przeżył jeszcze 13 lat, otrzymując stałe dawki insuliny i zmarł w wieku 27 lat na zapalenie płuc. Dla ówczesnej medycyny, 13 lat z cukrzycą typu 1, było całą wiecznością.
Cała wiosna 1922 minęła badaczom na oczyszczaniu i udoskonaleniu techniki produkcji insuliny. Metoda musiała być nie tylko niezawodna, ale też efektywna – zapotrzebowanie na nowy lek było ogromne i ciągle rosło. W czerwcu 1922 roku pracę nad insuliną rozpoczęła firma Lilly, co jednak nie rozwiązało wszystkich trudności. Nie pomogła wymiana aparatury, a insuliny zaczęło stopniowo brakować. Problem został rozwiązany dopiero w listopadzie 1922 roku. Wówczas główny chemik firmy Lilly – George Walden odkrył, że insulina była wytrącana w niewłaściwym pH. Zmiana pH spowodowała uzyskanie insuliny o około 100 razy większym stopniu czystości. Masowa produkcja mogła ruszyć. W rezultacie insulina nie tylko uratowała życie milionom pacjentów na całym świecie, ale zapewniła też nieśmiertelność swoim odkrywcom. Banting i Macleod otrzymali nagrodę Nobla w dziedzinie medyny i nie sposób odmówić komisji noblowskiej słuszności w tej decyzji.
Choć insulina bydlęca i świńska ocaliła wiele istnień ludzkich, daleko jej było do doskonałości. Wciąż zdarzało się wiele odczynów alergicznych, z uwagi na obcogatunkowe pochodzenie białka. Idealnym rozwiązaniem byłaby syntetyczna insulina, aby to osiągnąć musiały jednak minąć kolejne dekady. Pierwsza insulina wytworzona metodą inżynierii genetycznej, powstała dzięki udziałowi bakterii E. coli w 1978 roku. Cztery lata później nowa, syntetyczna insulina, nazwana dla odmiany „ludzką” weszła na rynek pod nazwą Humulin.
Dziś insulina uważana za jeden z tych leków, bez których trudno sobie wyobrazić współczesny świat. Podawana jest w urządzeniach, które coraz częściej designem przypominają element biżuterii niż strzykawki. Pompowana do osobistych pomp, wożona w schowkach samochodowych i podręcznych kosmetyczkach jest wierną towarzyszką nawet tych diabetyków, którym zamarzą się wakacje w tropikach lub alpejskie szlaki. Coraz częściej na nią narzekamy – bo iniekcje, bo konieczność liczenia wymienników węglowodanowych, bo zmienia na zawsze życie cukrzyka. Do czego jednak wrócilibyśmy, gdyby jej zabrakło?

_____________________________________________________
Zacytuj ten artykuł jako:
- Sylwia Ziółkowska, Historia pewnego leku: Złoty wiek insuliny, MGR.FARM, nr 4/2017 (14), str. 64-65
Nie dotyczy weterynaryjnych
obciach dla farmaceutów dółączyła do bolszewickiego pis
Oby jak najkrócej...pisiara
Wcześniej na pytania farmaceutów MZ odpowiadał zwykle czymś na zasadzie: ,,To magister farmacji jest...
Kolejne opakowanie może wykupić gdy minie 3/4 okresu na który lek otrzymał, czyli po 53 (3/4 z 70) d...
Nie więcej niż 240 dawek czyli 1 op po 140 dawek.
Ale odprawa będzie, do m-ca pracy - jedna średnia pensja, odpowiednio za dłuższy staż .
Szkoda, że hurtownie dostarczające leki nie idą tym śladem. Podsumowując: Neuca i PGF, zamiast w po...
Pacjent może kupić jedno opakowanie na 90 dni. Nie może robić zapasu. Dzięki temu nie ma ryzyka, że ...
Gdyby była możliwość tygodniowych dyżórów przez kolejne apteki w powiecie, to jeszcze może bym się z...