Obecnie mamy blisko 350 tysięcy sklepów, kiosków i stacji, gdzie nie licząc aptek, można kupić niektóre leki – właściwie poza kontrolą. Może 120 inspektorów nadzoru to jednak za mało? Ministerstwo zapowiada, że z troski o nasze zdrowie planuje ograniczyć pozaapteczną sprzedaż leków. Jak wynika z badań, Polacy spośród wszystkich krajów Europy, zażywają najwięcej środków przeciwbólowych. Poza Polską, nigdzie też nie można kupić aż tylu leków bez recepty.
Jeżeli ministerstwo zrealizuje swoje plany nie oznacza to, że leki będzie można kupić tylko w aptekach. Jeśli kierowca z silnym bólem głowy podjedzie na stację benzynową, będzie mógł kupić lek przeciwbólowy. Z tym, że opakowanie będzie zawierać dwie, maksymalnie cztery tabletki. Również samorząd aptekarski skłania się ku rozwiązaniu polegającemu na możliwości sprzedaży małych opakowań leków tylko na stacjach benzynowych. Są to najczęściej placówki działające całą dobę i jest do nich swobodny dostęp. Farmaceuci postulują jednocześnie by leki zniknęły z drogerii i sklepów.
Ograniczenie sprzedaży leków poza aptekami to jeden z elementów walki z pewną swobodą i bezmyślnością w ich kupowaniu i przede wszystkim zażywaniu. Handel poza aptekami ma się dlatego tak dobrze, bo Polacy bardzo często zamiast zapisywać się w kolejkę do lekarza, leczą się na własną rękę. Do tego dochodzi reklama, która złudnie obiecuje, że konkretny specyfik na pewno nam pomoże. Tymczasem leki i suplementy diety – to towary, które mogą pomóc i mogą zaszkodzić – warto z reklam pamiętać przede wszystkim końcowe zdania – „przed użyciem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą”.
źródło: Radio Merkury