REKLAMA
pt. 10 października 2014, 11:35

Nieodpowiedzialni

Każdy chce być zdrowy. Niestety na ogół uświadamiamy sobie to dopiero kiedy jesteśmy już chorzy. Wtedy szukamy wszelkich możliwych sposobów na powrót do zdrowia. W Polsce zdecydowanie najpopularniejszym panaceum na wszelkie niedyspozycje jest „antybiotyk”. I wcale nie mam tutaj na myśli jakiegoś konkretnego leku… „Antybiotyk” to dla pacjentów magiczne słowo utożsamiane z najsilniejszym, najlepszym i najszybszym sposobem na wyjście z choroby.

Pacjenci najchętniej braliby antybiotyk na wszystko – ból gardła, swędzenie oka, biegunkę, wymioty, hemoroidy, moczówkę… Bardzo często przychodzą do apteki z żądaniem wydania im antybiotyku. Na ogół nie wiedzą nawet jakiego i na co ma pomóc. Najczęściej nawet nie wiedzą czym w rzeczywistości jest antybiotyk i kiedy się powinno go stosować. Czasami zjawiają się przy okienku aptecznym z pomiętym i pożółkłym pudełkiem jakiegoś antybiotyku mówiąc „to mi pomagało, to chcę”. Oczywiście o wydaniu antybiotyku w aptece bez recepty mogą tylko pomarzyć. Części z nich udaje się przemówić do rozumu i polecić inne leki OTC – bardziej adekwatne do doskwierającego problemu. Bywa jednak i tak, że otrzymawszy odpowiedź odmową w aptece, udają się po antybiotyk do lekarza…

Lekarze w Polsce zdecydowanie nadużywają antybiotyków – potwierdzają to moje obserwacje i oficjalne statystyki. Wolę nie myśleć, że wynika to z braku ich wiedzy co do zakresu działania tej grupy leków – chociaż i takie przypadki się zdarzają, co wiem z własnego doświadczenia (od tego czasu nie chodzę do lekarzy). Zdecydowanie najczęściej przepisanie pacjentowi antybiotyku przez lekarza jest wynikiem nacisków i narzekań tego pierwszego. Lekarze najzwyczajniej w świecie przepisują marudnym pacjentom antybiotyk dla świętego spokoju. To nic, że większość dolegliwości przeziębieniowych wynika z infekcji wirusowych – pacjent i tak dostaje antybiotyk.

Oczywiście zdarzają się też sytuacje gdy ordynacja antybiotyku jest absolutnie zasadna. Pacjent smarka na zielono, rzęzi mu w płucach, a w gardle widać rosnące kolonie bakterii. Infekcja bakteryjna jak się patrzy. Pacjent dostaje swój upragniony antybiotyk i w pełni szczęścia wraca do domu by się leczyć. Bierze przez kilka dni i gdy poczuje się lepiej wraca do pracy. I tutaj zaczyna się problem. Pacjent dostał Klabion 500 po 14 tabletek a już po 4 dniach brania czuje się lepiej i kończy leczenie. Myśli sobie – po co będę się faszerował antybiotykiem jak już mi lepiej. I to nic, że lekarz kazał brać Klabion dwa razy dziennie do końca opakowania…

Jakie są tego konsekwencje? Oczywiście niedoleczenie infekcji. Po tygodniu albo dwóch ten sam pacjent znowu pojawi się w aptece z tym samym opakowaniem Klabionu prosząc o lek bez recepty. Wcześniej mu pomógł, a po ostatniej kuracji zostało tylko 6 tabletek i już je wziął. Teraz chce więcej bo nadal czuje się źle… I co tu z takim zrobić? Oczywiście w aptece nie dostanie antybiotyku bez recepty więc pójdzie do lekarza. Lekarz pod naciskiem pacjenta znów przepisze Klabion, bo nawet nie przyjdzie mu do głowy, że infekcja jest już oporna na ten lek. Pacjent znów go wykupi, zje całe opakowanie, nie wyzdrowieje i znów wróci do lekarza. Tym razem dostanie inny antybiotyk, który znów pacjent zje do połowy bo po kilku dniach poczuje się lepiej… I tak w kółko…