Łukasz Waligórski: Jest takie pytanie, od którego chyba trzeba zacząć rozmowę z każdym farmaceutą i każdą farmaceutką. Dlaczego zdecydowałaś się na studiowanie właśnie farmacji? Skąd pojawił się u Ciebie pomysł na taki zawód?
Karolina Morze: Szczerze powiedziawszy, przygotowując się do matury, nie planowałam składać papierów na farmację. Moim celem była biologia molekularna albo biotechnologia. Chciałam pomagać ludziom, chciałam wymyślać nowe leki. Idealistka, słyszałam od nauczycieli, którzy sceptycznie podchodzili do moich bardzo konkretnych wtedy planów, mówiąc, że życie mnie jeszcze nauczy. Nie wróżyli mi powodzenia.
Rodzice namówili mnie na farmację, twierdząc, że po tych studiach będę miała większe szanse na pracę przy nowych technologiach wytwarzania leków. Pamiętam, że dokumenty wysłałam pocztą w ostatniej chwili i nie miałam za wiele nadziei, że się dostanę.
Moja matura z chemii nie była rewelacyjna. Jakże się zdziwiłam, gdy dostałam zaproszenie na egzamin wstępny (byłam ostatnim rocznikiem, kiedy jeszcze były egzaminy), a potem zobaczyłam swoje nazwisko na liście przyjętych w pierwszym naborze, i to wysoko na liście. Nie miałam pojęcia o tym, jak wygląda praca farmaceuty, wiedziałam tylko, że studia są jedną z możliwych dróg do mojego celu.
Ł.W.: Gdzie studiowałaś? Jak wspominasz studia? Czy masz z nimi związane jakieś wspomnienia, które do tej pory wywołują u Ciebie uśmiech lub… przykre uczucia?
K.M.: Znasz tę historię, że podczas imprezy w akademiku studenci pakują kolegę w karton, na którym napisano „Misja na Marsa” i wyrzucają przez okno? Przyjeżdża policja, pogotowie, lecą sprawdzić, co się dzieje. Policjanci wchodzą do pokoju w akademiku i patrzą, a tam już ekipa szykuje drugi karton z napisem „Misja ratunkowa”. No ubaw po pachy.
To oczywiście urban legend, ale gdyby było w niej ziarno prawdy, nie działoby się to na farmacji. Za dużo zajęć, za dużo pracy, za dużo zaliczeń, za mało czasu na imprezy, a tym bardziej niebezpieczne pomysły. Przynajmniej w Poznaniu.
Na uczelni spędzałam znacznie więcej czasu niż moi znajomi na innych kierunkach. Pierwsze trzy lata próbowałam zrozumieć, dlaczego muszę wiedzieć te wszystkie rzeczy, których obowiązkowo musiałam się nauczyć, i jakie może być ich zastosowanie praktyczne. Czułam duże zniechęcenie i zmęczenie, więc po trzecim roku mocno odpuściłam – zaangażowałam się w pracę badawczą w ramach Koła Naukowego na Katedrze Biologii Molekularnej, uczyłam się przede wszystkim tego, co mnie najbardziej ciekawiło, a wieczorami pracowałam jako baristka w sklepie z kawą. Dorywczo tłumaczyłam publikacje naukowe i pisałam artykuły. Może i nie pakowałam kolegów i koleżanek w kartony w misji podboju kosmosu, ale nudno na pewno nie było.
O wiele fajniejszy okres w moim życiu zaczął się po studiach, choć robiłam niezupełnie to, co planowałam.
Ł.W.: Jak wyglądała Twoja ścieżka zawodowa po studiach? Czy rozpoczynając pracę w aptece, czułaś jakieś rozczarowanie? Często od farmaceutów można usłyszeć, że zetknięcie z realiami pracy w aptece jest rozczarowujące…
K.M.: Ani razu podczas studiów nie zakładałam, że będę pracować w aptece. Przygotowywałam się raczej do pracy naukowej. Jednak perypetie podczas pisania pracy magisterskiej skutecznie mnie zniechęciły – na bardzo długi czas. Ostatecznie więc pewnego pięknego dnia, w Prima Aprilis, pojawiłam się w progach mojej pierwszej apteki. Przywitało mnie przyjazne: „Dzień dobry, w czym mogę pomóc…?”. Nikt nie wiedział, że miał przyjść nowy pracownik.
To była spora apteka, tempo pracy było ostre, podobnie jak słupki w raportach sprzedażowych i zakładane przez managera cele marketingowe. Mimo to praca sprawiała mi ogromną satysfakcję – po raz pierwszy pracowałam z pacjentami, pozwalano mi na ekstrawagancję w postaci prowadzenia kilku z chorobami przewlekłymi.
Po roku zaczęłam brać dodatkowe dyżury i zastępstwa. W ten sposób zobaczyłam całkiem sporo aptecznego środowiska i nauczyłam się bardzo dużo, nie tylko praktycznych aspektów pracy, ale też asertywności i komunikacji z pacjentami.
Czas mijał, urodziłam synka, poszłam na macierzyński i… odetchnęłam z ulgą. Bo choć uwielbiałam pracę z pacjentami, czułam, że wiele rzeczy jest nie tak, jak bym chciała. Brak prywatności przy okienku, brak możliwości spokojnej rozmowy, czasu na pełny wywiad, doradztwo w aptece, ogrom pracy papierkowej i przede wszystkim brak możliwości dalszego rozwoju – to mnie prawie wypaliło.
Mimo to wróciłam potem do apteki, ale innej – małej, osiedlowej, w mniejszym wymiarze godzinowym. Liczyłam na to, że praca z pacjentem w takim miejscu będzie wyglądać inaczej. Że będę mogła rozwinąć opiekę farmaceutyczną, prowadzić profesjonalne doradztwo oparte o EMB. Idealistka, przypomniałam sobie słowa z liceum. Rozczarowałam się.
Ł.W.: Jak to się stało, że zainteresowałaś się w szczególności farmakoterapią w okresie laktacji? Czy wynikało to z Twoich osobistych potrzeb, czy bardziej z potrzeb pacjentek?
K.M.: Był wtedy ciepły, lipcowy dzień. Ptaki śpiewały, słoneczko grzało, a ja właśnie urodziłam córki i starałam się ogarnąć umysłem nową rzeczywistość – że jestem teraz mamą nie jednego dziecka, a trójki.
Chciałam karmić piersią – wiedziałam, że się da. I nie mogłam zrozumieć, dlaczego personel medyczny w szpitalu twierdził, że nie ma na to szans, że mogę próbować, ale zobaczę jeszcze, życie zweryfikuje. To było zupełnie demotywujące i zniechęcające.
I wtedy uderzyło mnie, że medycy mają ogromne luki w wiedzy na temat ludzkiej laktacji (która przecież jest jednym z naturalnych i podstawowych procesów fizjologicznych, mających na celu podtrzymanie ciągłości gatunku!). Dlaczego? Chwila zastanowienia i wiedziałam – to z powodu braków w edukacji. Sama na studiach miałam zaledwie 1,5 godziny na blok o lekach w laktacji. To za mało, żeby nawet poczuć, że jest to temat warty dalszego zainteresowania.
A to, że jest to temat nie tylko warty dalszego zgłębiania, ale przede wszystkim, że jest to pilna, nagląca konieczność, przekonałam się, gdy sama zaczęłam mieć problemy laktacyjne i nikt nie był w stanie mi pomóc. Mieszanka bezradności, złości i uporu, moje własne doświadczenia, współczucie innym mamom, które przechodziły to samo, pchały mnie do działania. Poczułam, że trzeba coś z tym zrobić. Tylko co? Co ja mogę jako farmaceuta? W czym ja mogę pomóc, żeby poprawić sytuację?
Odpowiedź była bardzo prosta, choć nieoczywista. Bo nie znałam nikogo, kto by zrobił to, co przyszło mi do głowy.
Ł.W.: Jak wyglądała Twoja nauka, jeśli chodzi o tego rodzaju wiedzę? Czy szukałaś tej wiedzy samodzielnie, czytając publikacje, czy może skorzystałaś z jakichś studiów podyplomowych?
K.M.: Gdy zaczynałam, nie znałam nikogo w Polsce, kto zajmowałby się tym tematem. Nie byłam obeznana ze światem social mediów (dopiero po roku mojej działalności dowiedziałam się, że Magda Stolarczyk tym tematem się zajmowała wcześniej i pisała na blogu farmaceuta-radzi.pl – o ile łatwiej by mi było, gdybym wiedziała wcześniej!). Szukałam studiów podyplomowych, kursów doskonalących – na marne. Nie było nic. Zaczęłam wertować PubMed. Szukać zagranicznych kursów, szkoleń, studiów.
Jeśli liczysz na to, że powiem Ci, jakie to fajne kursy przeszłam, to Cię rozczaruję. Nie było żadnych specjalistycznych kursów. Były tylko ogólne szkolenia i konferencje laktacyjne. Brałam udział w każdej, jeśli tylko udało mi się zapisać. A nie było to łatwe, bo nie każdy organizator chciał wpuścić farmaceutę na swoje wydarzenie.
Czytałam wszystkie napotkane podręczniki dotyczące farmakokinetyki, przeszłam szkolenia z zakresu pharmacovigilance. Uczyłam się umiejętności miękkich na kursach z komunikacji i przemówień. Występowałam na konferencjach w roli tłumacza. To pozwoliło mi zyskać szeroką perspektywę nie tylko jeśli chodzi o wiedzę i informację, ale też zobaczyć, jakie są potrzeby medyków i mam karmiących piersią.
Zaczęłam zadawać sobie pytanie: „A co, jeśli…?”. Jeśli praca z pacjentem, oparta na wzajemnym szacunku, komunikacji i zrozumieniu, jest możliwa? Jeśli da się wdrożyć monitorowanie bezpieczeństwa terapii? Jeśli współpraca między specjalistami może mieć miejsce w procesie opieki nad pacjentem?
A co, jeśli… nigdy nie spróbuję?
Spróbowałam. Napisałam do Agaty Brojanowskiej-Aleksandrowicz, prezeski Fundacji Promocji Karmienia Piersią, z pytaniem, czy znajdzie się dla mnie praca w Fundacji. Jakakolwiek. Dostałam dyżur farmaceutyczny – prowadzenie konsultacji farmaceutycznych z pacjentkami potrzebującymi informacji o lekach w laktacji. Zaczęłam stosować wiedzę w praktyce. I uczyć się więcej niż kiedykolwiek w całym swoim życiu.
Ł.W.: Co najbardziej Cię zdziwiło lub zaskoczyło, kiedy już wgłębiłaś się w tematykę farmakoterapii ciąży czy laktacji? Czy była taka informacja, interakcja czy inna wiedza, która sprawiła, że zmienił się zupełnie Twój sposób postrzegania zasad stosowania leków w pacjentek z tej grupy?
K.M.: Zaskoczyły mnie dwie rzeczy. Po pierwsze – prawie wszyscy notorycznie i błędnie wrzucają okres ciąży i laktacji do jednego worka. Bezpieczeństwo farmakoterapii w okresie ciąży wygląda zupełnie inaczej niż w okresie laktacji – inne procesy zachodzą w tych stanach fizjologicznych. To uświadomiło mi, jak głęboko tkwi nasza społeczna niewiedza w tej dziedzinie, mimo że przecież dokładna znajomość fizjologii ciąży czy laktacji jest dostępna powszechnie już od dobrych kilkudziesięciu lat. A z ciekawostek – pierwsze publikacje nawiązujące do tego, że karmienie piersią podczas farmakoterapii mamy może być bezpieczne dla dziecka, sięgają 1930 roku.
Druga sprawa to kwestia komunikacji. Pracując tylko z kobietami karmiącymi piersią, przekonałam się o tym, jak ważne są umiejętności miękkie w kontakcie z pacjentkami, jak ważne jest zrozumienie i uszanowanie jej potrzeb dla sukcesu terapii.
Bez właściwego, skutecznego przepływu informacji, bez relacji z pacjentem, niezależnie od tego, jak dużo byśmy nie wiedzieli, jakich byśmy nie mieli certyfikatów i tytułów, jeśli pacjent nas nie zrozumie – to wszystko jest na marne. Umiejętność komunikacji z pacjentem, zapewnienie dobrego compliance i adherence są równie ważne, jak wiedza, którą mamy.
Ł.W.: Jakie są największe mity dotyczące stosowania leków w okresie laktacji? Mam na myśli nieprawdziwe informacje, które np. zdarza Ci się słyszeć, powielane przez lekarzy lub farmaceutów?
K.M.: Najczęstszym mitem, jaki słyszę, jest to, że danego leku nie można stosować w okresie laktacji, bo przenika do mleka. Albo – że aby go zastosować, trzeba odstawić dziecko od piersi i właściwie zakończyć już to karmienie piersią (bo dziecko jest już duże, bo po co tyle karmić, bo są bezpieczne alternatywy). To wszystko mity.
Przede wszystkim mówienie o lekach w kontekście „można” lub „nie można” jest błędne. Gdy rozważa się jakąkolwiek farmakoterapię u pacjenta (nie tylko karmiącego piersią), ocenia się stosunek korzyści do ryzyka. Więc zdecydowanie lepiej (i bezpieczniej dla nas, medyków) jest powiedzieć, jakie dana terapia stanowi ryzyko – dla dziecka, laktacji czy mamy karmiącej piersią.
Idąc dalej – to prawda, że wiele substancji przenika do mleka. Przenikanie do mleka to mechanizm zakodowany genetycznie, niezbędny dla przetrwania gatunku – ma na celu nie tylko zapewnienie dziecku optymalnego odżywienia; obecność różnorodnych składników stanowi stymulant neurorozwojowy i jednocześnie informuje organizm dziecka na poziomie immunochemicznym o stanie środowiska, w którym przyjdzie mu się dalej rozwijać (wiemy to z badań nad antropologicznym znaczeniem laktacji). Leki, tak jak inne składniki, które znajdują się w krążeniu ogólnym mamy, podlegają tym samym mechanizmom transferu do mleka. Ale to nie oznacza jeszcze, że ryzyko jest na tyle wysokie, żeby konieczne było odstawienie dziecka od piersi. Bo to dosis facit venenum, prawda? To ilość leku, na jaką narażone jest dziecko, pozwala określić ryzyko, nie sam fakt przenikania do mleka. I nie jest tak, że tej ilości nie da się określić, a przynajmniej oszacować. Jest to łatwiejsze, niż może się wydawać – tym właśnie zajmuję się w swojej pracy.
Do przeczytania zostało jeszcze 70% wywiadu
Cały wywiad dostępny w najnowszym numerze magazynu MGR.FARM
Jak oceniasz artykuł?
Twoja ocena: Jeszcze nie oceniłeś/aś artykułuUdostępnij tekst w mediach społecznościowych
0 komentarzy - napisz pierwszy Komentujesz jako gość [zaloguj się lub zarejestruj]