Nie ulega wątpliwości, że poza zadaniami stricte merytorycznymi, związanymi z przygotowaniem leków, naszym prawem i obowiązkiem jest szerzyć kaganek wiedzy. Możemy ją przemycać w postaci porady farmaceutycznej, podczas sprawowania dopiero co uregulowanej opieki farmaceutycznej, ale i w zwykłej rozmowie. Chciejmy to robić i być cichymi bohaterami świata farmacji.
Bo tam tak napisali
Nie potrzeba wieloletniego stażu w aptece, a tak naprawdę codziennej uważności w zakresie rządzących rzeczywistością mechanizmów, by zauważyć, że świat Internetu zawładnął wyobraźnią ludzkości. Dzisiejsze pokolenia nie wyobrażają sobie codzienności bez niemalże natychmiastowego dostępu do specjalistycznych portali, milionów artykułów czy encyklopedii online, które w łatwy i szybki sposób pozwalają zweryfikować niezbędne informacje i oddzielić ziarno od plew. Ba, niejednokrotnie weryfikując poradę lekarską, pomagając się „właściwie” zdiagnozować, a nawet – o zgrozo – znaleźć panaceum na przewlekłe dolegliwości.
Jako fachowi przedstawiciele ochrony zdrowia, pracując za pierwszym stołem nie jesteśmy ograniczeni jedynie do realizowania celów biznesowych apteki. Zgodnie z sumieniem, posiadaną wiedzą i potrzebą pacjenta, powinno się dołożyć wszelkich starań, aby ten wyszedł z potrzebnym dobrem. A czy tym musi być koniecznie preparat zakupiony w naszym punkcie? Wiedza w obecnych czasach potrafi być daleko bardziej cenna niż materialny produkt. Zwłaszcza, jeśli pacjent poszukuje bardzo określonego i konkretnego specyfiku…
Są bowiem pacjenci, którzy odwiedzając aptekę szukają wsparcia i porady w zakresie możliwości zwalczenia odczuwanych dolegliwości, są tacy, którzy w zasadzie pragną jedynie zrealizować zakup lub sprawdzić stany magazynowe placówki. Wtedy rozmowa przy pierwszym stole jest krótka: „Czy mają Państwo taki „lek”? Po pytaniu następuje podanie nazwy lub – i tutaj przechodzimy do sedna problemu – wyjęcie smartfona i wyświetlenie opakowania cudownego remedium na autorskiej stronie internetowej. W dobie świata opinii, komentarzy, HD i 4K nikt nie chce oglądać filmu w słabej rozdzielczości, podziwiać gwiazd, które wyglądają przeciętnie jak na swój wiek ani kupować produktów od niezweryfikowanych sprzedawców w serwisach aukcyjnych i zakupowych. Jednak ta zasada ma zastosowanie do pokolenia Y i Z, włączając to z pewnymi wyjątkami osobniki z pokolenia X.
Co zatem z Baby Boomers i rzadszymi użytkownikami globalnej sieci? Ci nie posiadają wyuczonego filtra, który pozwala z dużą dozą prawdopodobieństwa wyczuć internetowy szwindel – strona wygląda jak przygotowana w edytorze tekstowym prostym HTMLem, do tego kilka rzewnych historii rodem z kolorowych pism sprzedawanych jedynie w osiedlowych kioskach, przytłaczające procenty zadowolonych klientów i promocja, która kończy się właśnie tego dnia. Pomieszanie fikcji i świata nauki nie jest obecnie niczym skomplikowanym – skopiowanie opisu działania substancji czynnej z artykułu w PubMedzie nie dowodzi jednak automatycznie działania suplementu, który nawet nie posiada składu ilościowego, a przedsiębiorstwo je wytwarzające zarejestrowane jest na jedną osobę i nigdy wcześniej ani później nie wytwarzało niczego poza owym panaceum.
A zatem widząc na ekranie telefonu szukającego ratunku pacjenta specyfik, który może zrobić więcej szkody niż pożytku, można rozegrać sytuację w dwojaki sposób: „Nie, nie mamy tego” / „A czy mogę Pani/Panu opowiedzieć troszkę więcej o tym preparacie?”. Sytuacja nr 1 spowoduje uśmiech, podziękowanie i opuszczenie apteki (z ewentualną dezaprobatą dla braku tak cudownego środka na stanie), sytuacja nr 2 spowoduje werbalny atak z powodu kontaktów z BigPharmą, która pragnie wszystkiego poza zdrowiem pacjentów lub – czego byśmy sobie życzyli – odrobiny zaciekawienia i pozwolenia na krótką pogadankę. Wtedy z gracją, elegancją, sprytem i całym zapleczem amunicji w postaci merytorycznej wiedzy i uwypuklania manipulacji warto wyjaśnić, że suplement nie jest testowany klinicznie (choć tak napisali…), że preparat nie może po tygodniu leczyć zarówno migreny, nadwagi i płytkiego oddechu oraz że kolagen na zmniejszenie zmarszczek nie jest tym samym, który pomaga regenerować chrząstkę w kolanie.
Prawo a etyka
W teorii mamy szansę wyjść na superbohatera i przekonać pacjenta do rozsądnego i racjonalnego zakupu leku OTC bądź skłonienia go do wizyty i specjalisty. Co jednak z praktyką? Uchwalona (acz jeszcze nieobowiązująca) i wyczekiwana Ustawa o zawodzie farmaceuty traktuje o „udzielaniu porady farmaceutycznej w celu zapewnienia prawidłowego stosowania produktu leczniczego (…), w szczególności w zakresie wydania właściwego produktu leczniczego wydawanego bez przepisu lekarza, przekazania informacji dotyczących właściwego stosowania (…)”.
Z drugiej strony mamy jednak z tyłu głowy słowa Kodeksu Etyki Aptekarza, który w jednym z artykułów wtóruje Ustawie słowami „Aptekarz używa swej całej wiedzy i umiejętności dla przekazania pacjentowi odpowiednich w jego dolegliwościach środków leczniczych, dbając przy tym o przekazanie mu rzetelnej, pełnej i zrozumiałej informacji o produktach leczniczych i wyrobach medycznych.” Jeśli oba zapisy odczytamy łącznie, można rzec, że farmaceuta informuje pacjenta o możliwych sposobach farmakoterapii i jej skutkach w ramach sprawowania usług farmaceutycznych, a te zastrzeżone są przez prawo tylko dla tej grupy zawodowej. Zatem dodając do tego kolejny ustęp z Kodeksu Etyki: „Aptekarz dba o to, aby czynności zastrzeżone dla Aptekarza były wykonywane tylko przez osoby uprawnione”, można by stwierdzić, że weryfikacja informacji o preparatach sprzedawanych w odmętach Internetu jest naszym moralnym obowiązkiem.
Jak jednak podczas potencjalnej pogadanki nie przesadzić w drugą stronę? Kodeks mówi przecież, iż „Aptekarz nie może wobec pacjenta wypowiadać (…) krytycznych uwag dotyczących produktów leczniczych”. Można używać eufemizmów, można nie dyskredytować od A do Z hochsztaplerskich tworów, jednak trudno zachować nieraz powagę i spokój, kiedy ktoś w jawny i podły sposób żeruje na niewiedzy, naiwności lub często, na tragedii pacjentów.
Warto jednak ten wysiłek w rozmowę włożyć, pamiętając o literze prawa i etycznych nakazach, bowiem kto inny jak nie my, farmaceuci, powinniśmy nieść przysłowiowy kaganek wiedzy w zakresie jakości i bezpieczeństwa farmakoterapii, kiedy na horyzoncie czyha już widmo kolejnych wieków ciemnych, tym razem w dobie całkowitego dostępu do informacji?
Jak oceniasz artykuł?
Twoja ocena: Jeszcze nie oceniłeś/aś artykułuUdostępnij tekst w mediach społecznościowych
0 komentarzy - napisz pierwszy Komentujesz jako gość [zaloguj się lub zarejestruj]