Gdy na początku 2019 roku w Radio Tok FM pojawił się (czytaj więcej: Techniczka pomyliła dawkę morfiny. Pacjentka nie żyje…) reportaż „Morfina”, wydawało się, że przedstawiona w nim potężna pomyłka techniczki farmaceutycznej z apteki w Jarocinie, wywoła szybką i adekwatną do zagrożenia reakcję uprawnionych organów państwowych. Może i była szybka, ale nie adekwatna. Przedstawiciel resortu zdrowia uspokajał w TOK FM, że zajmą się problemem, ale nie ma wielkiego niebezpieczeństwa. Nie pochwalał braku magistrów, ale nie dało się odczuć, by był jakoś szczególnie wzburzony (czytaj więcej: Ministerstwo Zdrowia komentuje pomyłkę apteki w Jarocinie…).
Czas mijał i zaczęły się pojawiać informacje o kontrolach, które się odbyły w ślad za zapowiedziami z MZ. Były to apteki, w których w określonym czasie żaden DRR nie został wygenerowany przez farmaceutę (czytaj więcej: Inspekcja wie, które apteki skontrolować. Pomoże analiza DRR).
Ktoś może powiedzieć, że to żaden dowód, gdyż zapewne magister siedzi na zapleczu, pije kawę i przegląda plotkarskie portale, podczas gdy niezastąpieni i kompetentni technicy w pocie czoła realizują recepty i w pełni się opiekują pacjentami. Okazało się jednak, że we wskazanych aptekach nie było magistrów. W takiej sytuacji WIF wszczynał postępowanie, którego efektem była decyzja administracyjna nakazująca („żółta kartka”) dostosowanie działalności apteki do obowiązującego prawa, czyli obecności farmaceuty (czytaj więcej: Silna inspekcja jest w interesie farmaceutów).
…i czerwona kartka
Lata zaniechań Inspekcji Farmaceutycznej odcisnęły potężne piętno na różnych płaszczyznach. Niektórzy przedsiębiorcy prowadzący apteki zignorowali zarówno poważną akcję medialną, jak i jej skutki formalne. Przyzwyczajeni do samograja, w którym tańsi technicy pracowali bez wymaganego nadzoru przez magistra farmacji i dostarczali łatwe $$$, nie wypełnili nakazu Inspekcji.
Z różnych stron kraju docierają do mnie informacje o oburzonych, ale i przestraszonych właścicielach aptek, którzy otrzymali pisma zawiadamiające o wszczęciu wobec nich procedury cofnięcia zezwolenia na prowadzenie apteki („czerwona kartka”).
Niemożliwe staje się faktem. Słyszalny jest płacz i zgrzytanie zębów. Na obronę wyciągane są różne mniej lub bardziej absurdalne argumenty, dlaczego „ta” sytuacja była wyjątkowa i jednostkowa. Nagła awaria samochodu, wyjście do banku, rozstrój żołądka lub odebranie dziecka z przedszkola.
Ludzieeeeee!!!
Nie obrażajcie inteligencji Inspektorów, dziennikarzy lub innych farmaceutów, którzy przebywają w aptekach w godzinach ich czynności. To jest sytuacja zero-jedynkowa, znana każdemu, kto ukończył studia na farmacji. Jesteś w aptece = apteka jest czynna. Nie ma cię w aptece = apteka jest nieczynna. Nie ma znaczenia czy przez minutę, godzinę czy miesiąc. Jakim prawem ktoś otworzył w Jarocinie aptekę, podczas gdy w niej nie było farmaceuty? Jakim prawem ktoś w jakiejś innej miejscowości ma czynną aptekę, gdy w niej nie ma farmaceuty?
Takie postępowanie jest nieetyczne i nieuczciwe, ale przede wszystkim bezprawne. I nie ma znaczenia czy apteka bez farmaceuty należy do indywidualnego właściciela, czy do nielubianej agresywnej sieci. Podobnie nie miałoby znaczenia, gdyby na pasach potrącił mnie samochód kierowany przez farmaceutę, krawca lub ministra. On nie ma prawa tego uczynić. A jeśli by to zrobił, musi ponieść konsekwencje.
Proszę, aby nikt nie usprawiedliwiał = nie bronił tych, którzy mają apteki czynne bez farmaceutów. Takie postępowanie pokazuje, że magistrowie w istocie nie są potrzebni, a więc po co ich zatrudniać lub dawać podwyżki? Jeśli się godzą na patologię ze strony pracodawcy, sami są winni swej kiepskiej pozycji w miejscu pracy. Gdy jeszcze sobie przypomnimy, że według Ministerstwa Zdrowia na każdą polską aptekę przypada zaledwie 1,78 magistra farmacji, powinniśmy zrozumieć, jak – dosłownie – cenna jest nasza obecność w aptece. Mówiąc krótko, apteka bez magistra nie istnieje = powinna być zamknięta.
Przyzwolenie na patologię rodzi konsekwencje
Proszę mi nie mówić o kredytach na mieszkanie, samochód lub wczasy, że nie pozwalają na bycie asertywnym. Poprzez przyzwolenie dla patologii, tu związanej z obsadą, zamiast mieć przyzwoite wynagrodzenie oraz silną i stabilną pozycję w pracy, masz ten kredyt, stres oraz giętki kręgosłup podatny na polecenia szefa lub wynajętego poganiacza, który nazywany jest koordynatorem.
Nie da się również zaakceptować nieracjonalnych opinii, jakoby technik farmaceutyczny, zwłaszcza z wieloletnim stażem, był tak samo dobry jak magister, a nawet lepszy. Pomijając absurdalność takich stwierdzeń, technik nie ma i nigdy nie będzie miał uprawnień, które ma magister farmacji. Dyplomu magisterskiego nie da się zdobyć latami pracy lub sprawnością w sprzedaży przykasowej.
Stwierdzenia „zrównujące” techników z magistrami są spójne z celami właścicieli sieci i ich koordynatorami. Obrażają inteligencję farmaceutów oraz lekceważą lata pracy włożonej w zdobycie uprawnień i doświadczenia. Jednocześnie („to nasze koleżanki z pracy”) mają na celu wzbudzenie poczucia winy i, w ślad za tym, zmniejszenie presji na oczekiwania płacowe. Mówiąc krótko, Panie i Panowie magistrowie, macie się czuć jak technicy, by zarabiać jak technicy. Jeśli dodatkowo dajecie sobie wtłaczać do umysłu, że Izba to samo zuooo, więc ją trzeba zlikwidować, automatycznie się ustawiacie po stronie osób, dla których macie być bezwolnym narzędziem, prawie niewolnikiem.
Gdy do tego dodać utrwalanie przekonania, że dyżury to misja i etyka, za którą przecież nie można pobierać wynagrodzenia, bo to obowiązek, sprawa wydaje się definitywnie przegrana.
Jak oceniasz artykuł?
Twoja ocena: Jeszcze nie oceniłeś/aś artykułuUdostępnij tekst w mediach społecznościowych
19 komentarzy Komentujesz jako gość [zaloguj się lub zarejestruj]